Czyli fioletowa Prowansja
Zacznijmy od tego, że sezon na lawendę kończy się mniej więcej w połowie lipca. Nic więc dziwnego, że o fioletowym Południu mogliśmy zapomnieć. Nie ma jednak tego złego, gdyż Południe Francji zadbało o to, byśmy się w nim zakochali po uszy.
Naszą podróż rozpoczęliśmy TGV w kierunku Avignon. Niecałe 3 godziny zajęło nam pokonanie odcinka niespełna 700 kilometrowego. Robi wrażenie.
Gdy tylko dotarliśmy do Avignon, poczuliśmy, że zaczęły się „wakacje”. Ponad 30 stopni w cieniu, tańsze wino, dookoła nas ludzie spieszący się nieco wolniej niż Ci spotkani w Paryżu, Amsterdamie czy Hamburgu.
Zwiedzanie Avignon zaczęliśmy od Pałacu Papieskiego. Miał być „jednym z wielu”. Zdecydowanie taki był, jednak sama forma zwiedzania i historia miejsca była dość ciekawa, niecodzienna.
Sam pałac stał się nową siedzibą papieży w roku 1309 gdy to rozpoczął się spór między kardynałami Rzymu a nowo wybranym Papieżem Klemensem V. Papież Klemens postanowił przenieść kurię do Avignonu i to właśnie tam pełnić pontyfikat. Jakby na to nie patrzeć, problem został rozwiązany. No, przynajmniej na swój sposób.
Zaraz po zakupie biletów, wręczone zostały nam tablety, które bardzo ułatwiły poruszanie się po pałacu, zrozumienie jego znaczenia oraz powrót do czasów jego świetności.
Aplikacja stworzona na potrzeby zwiedzania rezydencji na wschodnim brzegu Rodanu, tworząc wirtualną rzeczywistość, po nakierowaniu tabletu na wybrane miejsce, wizualizowała, jak wyglądało ono ponad 600 lat temu.
Pałac wraz z katedrą Notre-Dame des Doms, która przylega do rezydencji od strony zachodniej, tworzy monumentalny kompleks, którego dopełnieniem jest most Św. Benedykta na rzece Rodan, do którego udaliśmy się jeszcze tego samego dnia.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o olbrzymiej, pozłacanej figurze NMP mieniącej się na zachodniej wieży. Złota a skromna.
Po drodze na most, wspięliśmy się do ogrodów Rocher des Doms skąd podziwiać można panoramę Avignon z Rodanem w roli głównej.
Sam most, choć nie pozwoli nam przedostać się na drugi brzeg, jest zdecydowanie wart odwiedzenia.
Łączy się z nim legenda o św. Benedykcie(franc. Benezet), który słysząc głos z nieba nakazujący mu wybudowanie mostu łączącego Avignon z drugim brzegiem Rodanu by udowodnić, że sprawa ma charakter pozaziemski dźwignął wielką skałę i zaniósł ją sprzed pałacu nad Rodan. Był to jak widać wystarczający argument by w XII wieku rozpaczać budowę mostu, która trwała 14 lat, i według tradycji, nie zakończyła się wzniesieniem kompletnego mostu. Nieco inne stanowisko w tym temacie zajmują źródła ikonograficzne, z których jasno wynika, że most był mostem a zniszczony został przez powodzie przez co dziś oglądać możemy tylko 4 z pierwotnie 22 przęseł. Kwestia tego, kto w co wierzy.
Jadąc dalej, w stronę Lazurowego wybrzeża zatrzymaliśmy się, by zwiedzić Arles czyli Mały Rzym na Prowansji.
Co w Arles rzymskiego?
Arena
Arenę w Arles wzniesiono w 90 r.n.e. i w tamtych czasach pomieścić mogła nawet 20 tys. widzów. Służyła przede wszystkim jako miejsce walk gladiatorów, miała zapewniać rozrywkę mieszkańcom. Łącznie budowla posiada 120 łuków na dwóch kondygnacjach.
Co ciekawe, po upadku Cesarstwa Rzymskiego, wewnątrz areny powstało ufortyfikowane miasteczko z ponad 200 domami.
Teatr antyczny
Znajdujący się tuż obok Areny, Teatr antyczny, to tak naprawdę fragment sceny, odrestaurowany fragment widowni oraz rozrzucone pozostałości kolumn i rzeźb. Na jego scenie odgrywano antyczne sztuki a oglądać je mogło nawet 10 tys. widzów.
Polecam wybrać się do Arles nie tylko ze względu na te dwa godne uwagi miejsca, lecz także by zwyczajnie pospacerować wąskimi, klimatycznymi uliczkami.
Kontynuując trasę, dojechaliśmy do Saintes-Maries-de-la-Mer.
Najpiękniejszy dach na trasie
To jedno z tych miejsc, do którego z pewnością wrócę. Wyjątkowe, inne, jedyne w swoim rodzaju.
Tylko tutaj mieszkaliśmy w namiocie, tylko tutaj wdrapywaliśmy się na nie do końca zabezpieczony dach (a przynajmniej moim zdaniem sturlać się z niego to nie problem) i wreszcie tylko tutaj zobaczyliśmy tak gwieździste niebo.
Mowa o „Maryjkach nad morzem” czyli miasteczku położonym w Delcie Rodanu, niedaleko Parku Narodowego Camargue.
Widzieliśmy różowe flamingi, pierwszy raz od prawie trzech tygodni podróży wykąpaliśmy się w morzu... Brzmi pięknie, prawda? I było pięknie. Więcej o tym miejscu powiedzą zdjęcia aniżeli słowa:
Kierunek: Hiszpania!
Komentarze
Prześlij komentarz