Czyli Paryż jak malowany.
Zaczęliśmy od razu, gdyż nasz paryski plan zwiedzania był dosyć ambitny. Pierwszym miejscem, absolutnie przepięknym z zewnątrz i równie bogatym w środku było muzeum sztuki Orsay.
Jednym z moich „wyjazdowych marzeń” było wdrapanie się na któryś z paryskich dachów i obejrzenie zachodu słońca. Musee d’Orsay jest jednym z dwóch miejsc, gdzie to marzenie się spełniło.
Na ostatnim piętrze, odwiedzający mają do dyspozycji kawiarnię, której klimatu nadaje olbrzymi zegar oraz właśnie taras widokowy(tutaj na potrzeby marzeń nazwany „dachem”), nad samą Sekwaną.
Wracając jednak do samej kolekcji, klasycznie największe wrażenie zrobiła na mnie wystawa neo-impresjonizmu i post-impresjonizmu. Van Gogh czy Monet byli na wyciągnięcie ręki.
Muzeum Orsay jest jednak wyjątkowe nie tylko ze względu na swą obszerną kolekcję, która obejmuje lata 1848-1914, lecz także na budynek, w którym się znajduje. Gmach pełnił bowiem funkcję stacji kolejowej w latach 1900-1939 i umożliwiał francuzom odwiedziny w stolicy.
Zdaje mi się, że każdy dzień mogłabym kończyć tak, jak te w Paryżu- nad Sekwaną, przy winie, czy spacerując wokół Luwru. Tak po prostu trzeba żyć.
Drugi, z naszych niespełna 4 dni, rozpoczął się dość...zaskakująco. Gdy kończąc śniadanie, odczytaliśmy SMS od mojego taty „Bonjour, w Paryżu jest strajk metra.” myśleliśmy, że to żart. Poprzedniego dnia, kompletnie nic nie wskazywało na to, że dziś pokonamy 30 km...pieszo.
Z jednej strony, podchodząc pozytywnie do sprawy, ucieszyliśmy się ze mamy okazję widzieć strajk czegoś tak istotnego jak metro, w tak wielkim mieście jak Paryż.
Z drugiej jednak, podchodząc do sprawy nieco bardziej realistycznie, była 8:58, bilety na Eifflę mieliśmy kupione na 9:30, a odległość od naszego mieszkania na wieżę przekraczała 7 km. Z całej trasy, udało nam się przejechać łącznie nie więcej niż 5 przystanków.
Francuzi jednak podchodzili nieco mniej nerwowo do strajku niż my, i spokojnie, bez większego podniecenia, spacerowali do pracy czy szkoły.
Nie zapeszając, mamy wiele szczęścia jak do tej pory, i godzina nadrukowana na bilecie nie okazała się być istotnym jego elementem- bez problemu wjechaliśmy na najwyżej położony punkt widokowy na wieży liczącej 324m.
Widok na Paryż, był równie zachwycający jak on sam. Tętniące życiem miasto sztuki, mody i miłości widziane z lotu ptaka robi nie mniejsze wrażenie, niż oglądane podczas zwykłego spaceru.
Po Eiffli, poszliśmy w stronę Sainte Chapelle. Nie przesadzę, mówiąc, że było to najpiękniejsze sanktuarium jakie widziałam.
W górnej kaplicy 15 witraży, o dogodnej godzinie, mieni się milionami kolorów.
Sam budynek wzniesiony został w latach 1241-1248 i jest jednym z cennych przykładów architektury gotyckiej.
Idąc w stronę Luwru, mijaliśmy zniszczone mury Notre Dame. Jeszcze 4 lata temu, miałam okazję oglądać je nietknięte... I właśnie dlatego, trzeba korzystać z okazji, doceniać momenty i podróżować tak, jakby miało się już nie wrócić do odwiedzanych miejsc. Choć wracać!
Luwr- czyli największe na świecie muzeum sztuki. Zbiory są naprawdę imponujące i obejmują 38 000 eksponatów. Robi wrażenie.
Mówiąc o Luwrze, nie sposób pominąć portretu pewnej damy, ulokowanego tymczasowo na ostatnim z pięter. To właśnie do niej ustawiają się kolejki długie na 4 piętra schodów ruchomych. Sam czas z nią spędzony trwa nie dłużej niż 20s. Mowa tu oczywiście o Mona Lisie czyli jednym z najsłynniejszych i najbardziej cenionych obrazów renesansu, który swą sławę zawdzięcza nie tylko kradzieży popełnionej w 1911 przez pracownika Luwru.
Więcej o Mona Lisie znajdziecie tutaj: https://www.dwutygodnik.com/ artykul/818-historia-jednego- obrazu-la-gioconda.html
Tego dnia, po wizycie w Luwrze, nasze liczniki kroków pokazywały okrągłe 20 km. Przyznam, mieliśmy nadzieję, że uda nam się podjechać choć kilka przystanków do domu. Nie tym razem. Po kilku próbach znalezienia jakiejkolwiek linii, która nie strajkuje, stwierdziliśmy, że lepiej będzie wrócić piechotą. I tym sposobem, po ponad godzinie marszu, wylądowaliśmy w... winebarze, niedaleko naszego mieszkania.
To był dobry wieczór w strajkującym, zatłoczonym Paryżu.
Kolejny dzień, nie mniej intensywny, rozpoczął się od przyjazdu na Plac Zwycięstwa( franc. Place de la Concorde).
Plac powstał w latach 1755-1775 a w jego centralnym punkcie niegdyś stał pomnik Ludwika XV, następnie gilotyna, która pozbawiła życia ponad 1300 osób, a teraz możemy tam zobaczyć egipski obelisk ważący 230 ton i mierzący 23 metry.
Tego dnia, udało nam się zobaczyć jeszcze kościół Madeleine- (neoklasycystyczna świątynia, w której na widok publiczny w 1856 roku została wystawiona trumna Adama Mickiewicza oraz odbyło się tam nabożeństwo żałobne) oraz Pantheon- niegdyś chrześcijańska bazylika, teraz mauzoleum wybitnych Francuzów.
Choć w Pantheonie spędziliśmy niewiele czasu, mieliśmy jasno sprecyzowane, którą kryptę chcemy zobaczyć a był to rzecz jasna grób Marii Skłodowskiej-Curie.
Zachowując schemat jednego muzeum sztuki dziennie, tym razem padło na Pompidou. Oprócz wyjątkowo zaprojektowanego budynku- wszystkie jego instalacje bowiem zostały wyprowadzone na zewnątrz i pomalowane na różne kolory; oraz obszernej kolekcji wśród której znaleźć możemy nawet rzeźbę Katarzyny Kobro, muzeum posiada taras z dość niecodziennym widokiem.
Panorama Paryża położona niewiele wyżej ponad dachami zabytkowych kamienic podziwiana o zachodzie słońca jest czymś wręcz absurdalnie pięknym. Niebo nad Paryżem tego dnia było pomarańczowo-różowo-fioletowe, czego zapewne nie oddadzą zdjęcia.
Pomimo tego, że wyszliśmy z Pompidou chwilę po 21, zdecydowaliśmy się jeszcze na zobaczenie nocnej panoramy tego miasta. Łuk Triumfalny był tu strzałem w dziesiątkę.
Podsumowując...
Jestem niesamowicie zadowolona z tego, że udało nam się zobaczyć AŻ tyle. Paryż jest wyjątkowym miastem, a Francja krajem, który bardzo przyjaźnie podchodzi do młodych podróżników. Jako obywatele UE, praktycznie wszystkie wstępy były dla nas darmowe, często nawet poza kolejką.
Oprócz tego, do wspomnień bezcennych zaliczyłabym stanie w kolejce po świeże bagietki czy croissanty w nieco zaspanym jeszcze Paryżu.
Z pewnością jeszcze nie raz tu wrócę, zostało jeszcze wiele do zobaczenia!
Kierunek: Południe!
Komentarze
Prześlij komentarz