There’s beauty north, south, east, and west


Trochę myślałam nad tym czy wracać do pisania tutaj, biorąc pod uwagę, że poprzednia podróż pozostała niedokończona. Nie chciałam kończyć pisania jej na siłę, miało to wychodzić spontanicznie, bez specjalnego wysiłku i starań. Tak po prostu, czyli tak jak udaje nam się podróżować- pewne rzeczy są zaplanowane, innych zaplanować się nie da, na niektóre zwyczajnie nie mamy wpływu. 

Tym razem, po długiej przerwie (od początku października, czyli od powrotu z Gibraltaru udało mi się odwiedzić jedynie Wiedeń) postawiliśmy na Włochy. Czy był to dobry wybór? Jasne! Przez ostatnie tygodnie w Polsce jedyne na co mogliśmy liczyć to szare niebo, deszcz na zmianę z czymś usilnie przypominającym śnieg i czasem tylko dwie czy trzy godziny słońca. A tutaj? Zimy specjalnie nie czuć, niebo jest przejrzyste, niebieskie a promienie słońca odbijają się od okularów. Przyjemnie. 

Niespecjalnie oryginalnie, postanowiliśmy zacząć podróż od północy Włoch i poruszać się na południe. Nasza trasa obejmuje: lądowanie w Bergamo, następnie w kolejności: Como, Mediolan, Padwę, Florencję oraz Rzym. 

Como, czyli nasz pierwszy przystanek/nocleg, miało być jedynie krótkim, niezobowiązującym do kompleksowego zwiedzania miasteczkiem, w którym chcieliśmy się zwyczajnie zresetować, odpocząć, tak na dobry początek. I to się zdecydowanie udało. 

Zaskoczenie numer 1: Como wcale nie jest małym miasteczkiem, jest dość spore, ma sprawnie działającą komunikację miejską oraz ponad 80 tys. mieszkańców co z pewnością nie czyni go uroczą wioską (uroczą tak, lecz nie wioską).

Zaskoczenie numer 2: Jest absolutnie przepięknie położone, czego z pewnością nie oddają zdjęcia z Google czy TripAdvisora. Postaram się dodać tu kilka zdjęć, jednak nie gwarantuję, że uda mi się uchwycić to, co uchwycą oczy. 


Zaskoczenie numer 3: Nie jest turystycznie. Wręcz przeciwnie- kupienie pocztówki to spore wyzwanie, a co drugi autobus to nie czerwony double-decker hop-on-hop-off. Wspaniale.

Poza całą masą innych zaskoczeń, czyli tego, po co podróżować moim zdaniem warto, Como zagwarantowało przepyszną neapolitańską pizzę oraz okazję, do potężnego spaceru- w zasadzie poza powrotem kolejką do naszego mieszkania, udało nam się w całości przejść je pieszo. W jego trakcie widzieliśmy m.in. katedrę, stare miasto, port oraz wieżę. 

Katedra, podobnie jak większość atrakcji turystycznych miasta zlokalizowana jest niedaleko jeziora Como przy placu Piazza Duomo. Co ciekawe, jej budowa trwała prawie 400 lat (!). 87- metrowa budowla powstała w stylu gotyckim, który przeważa (znajdziemy też renesansowe akcenty na fasadzie świątyni).

Kolejka, o której wspomniałam wcześniej, łączy Como z Brunate już od 1894 roku. Początkowo działała ona jako kolej parowa, później jednak zmodernizowana. Długość jej linii wynosi 1084 m. Górna stacja jest punktem startowym wielu szlaków turystycznych a także doskonałym punktem widokowym. 

Como zapamiętamy przede wszystkim jako niezwykle klimatyczne miasto, któremu zawdzięczamy poranki i zachody słońca (udało nam się znaleźć absolutnie wymarzone mieszkanie!). 


Ciao Milano!

Następnym punktem na naszej trasie był Mediolan. Z początku, Mediolan miał być miejscem, w którym chcieliśmy zatrzymać się najdłużej- prawdę mówiąc dobrze, że zmieniliśmy zdanie. Po pierwsze, delikatna panika, która wybuchła na północy w związku z epidemią Koronawirusa, po drugie- jeden do dwóch dni to tyle, ile potrzeba na to miasto. 

Nadzieje związane z Mediolanem to w skrócie: Ostatnia Wieczerza Leonarda i Katedra wraz z wejściem na dach. Polubiliśmy chodzenie po dachach podczas naszej ostatniej podróży jednak nawet nie mamy nadziei na to, że cokolwiek pobije dach kościoła w Saintes-Maries-de-la-Mer. 

Biorąc pod uwagę, że Ostatnia Wieczerza była, delikatnie mówiąc, nieosiągalna (a precyzyjniej to kupno biletu na 3 tygodnie przed wyjazdem graniczyło z cudem, którego niestety nie doświadczyliśmy) to Katedra w Mediolanie była powodem, dla którego zdecydowaliśmy się na przystanek właśnie tam. 

Katedra Narodzin św. Marii w Mediolanie, czyli gotycka marmurowa katedra, którą znają chyba wszyscy ze zdjęć czy filmów. Należy do największych kościołów na świecie, zachwyca drzwiami wejściowymi ozdobionymi płaskorzeźbami przedstawiającymi sceny z życia Maryi, św. Ambrożego i dziejów miasta, zachwyca zdobieniem dachu oraz samym widokiem z niego. Ona tak po prostu zachwyca. 


Mediolan jako jednodniowy epizod to nie tylko Katedra, ale też Galeria Vittorio Emanuele II (jedno z najsłynniejszych i najstarszych centrów handlowych w Europie) oraz Castello Sforzesco czyli XV- wieczny ceglany zamek znajdujący się w centrum. 

Gdybym miała ocenić, czy Mediolan jest wart odwiedzenia, powiedziałabym, że:
a) znajdziemy w nim miejsca tak po prostu, klasycznie ładne, piękne co lubię i co za każdym razem uświadamia mi, że jeśli gdzieś mieszkać to właśnie w miejscu, które podczas każdego, nawet najkrótszego spaceru serwuje tego typu widoki czy architekturę
b) nie jest moim numerem jeden, jednak chętnie pojadę tam po raz drugi by go lepiej poznać, bo jeden dzień to dużo i niedużo

so close(d)

Czyli Padwa. Niestety, spóźniliśmy się, jeśli chodzi o przyjazd do Padwy. Spóźniliśmy się, bo panika tudzież właściwa epidemia Koronawirusa dotarła tu przed nami. Nie udało nam się zobaczyć Kaplicy Scrovegnich(freski Giotta), na co mieliśmy największą ochotę i co było głównym powodem zboczenia z trasy Mediolan-Florencja. Zastaliśmy Padwę praktycznie pustą, chłodną i deszczową, co było nieco przygnębiającym widokiem. Jeśli chodzi o sukcesy, to zobaczyliśmy tam jeden kościół (swoją drogą największy w mieście, czyli Bazylikę św. Antoniego) i napiliśmy się jednego z najlepszych na trasie Chardonnay za mniej niż 5 euro. Cheers!


Zawsze znajdzie się numer jeden 

Tak. I w tym przypadku jest nim Florencja. Gdy rano dojechaliśmy do Florencji, standardowo pierwszym przystankiem była przechowalnia bagażu, gdyż nie zawsze mamy tyle szczęścia by z samego rana zostawić plecaki już w mieszkaniu docelowym (z pewnością Airbnb częściej daje taką możliwość niż Booking jednak jest to kwestia bardzo indywidualna) i wszelkie szafki na dworcach czy w ich pobliżu to nasi najlepsi przyjaciele. Co ciekawe, we Włoszech każdy dworzec na jakim byliśmy (a było ich 6) miał ten sam system przechowywania bagażu oraz jednakowe ceny. Zostawienie bagażu bezpośrednio na dworcu to koszt od 6 euro za 5 godzin do 12 euro za 24 godziny za JEDEN plecak/walizkę. Zdecydowaliśmy się więc na to, by poszukać alternatywy w postaci chociażby szafek- nikt nas wtedy nie rozlicza z ilości bagażu a przy umiejętnym zapakowaniu takiej szafki wystarcza jedna (i tutaj polecam sieć przechowalni Stow Your Bags, gdzie dla porównania koszt pozostawienia jednej walizki na 5 godzin to około 2 euro). 

Już zaledwie godzinny, poranny spacer po mieście zaserwował nam dokładnie to, czego szukaliśmy we Włoszech. Miasta tętniącego życiem, ukazującego jak na dłoni mentalność swych mieszkańców. Miasta, tak spójnego architektonicznie, położonego u stóp gór, które kusi każdego, kto je odwiedził, by spacerował, poznawał, pokochał. 
Spacerowaliśmy zatem. Od rana do późnego wieczora, przez dwa dni. Zobaczyliśmy m.in. Pałac Vecchio (sala pięciuset mieści się właśnie tutaj, jeśli ktoś oglądał ‘Inferno’ ;)), Galerię Uffizi (tu natomiast znaleźć można ‘Zwiastowanie’ Leonarda, obraz skrupulatnie opisany w książce ‘Leonardo da Vinci’ Walter’a Isaacson’a, którą zresztą serdecznie polecam!) czy Katedrę Santa Maria del Fiore wraz z wejściem na kopułę Brunelleschi’ego. 





Mam dylemat, wybierając jedno miejsce, które we Florencji spodobało mi się najbardziej. Miasto, które na koniec dnia wypełnionego zwiedzaniem, chwali się zachodem słońca z Placu Michała Anioła, z którego rozpościera się doskonały widok na Florencję, nie gra fair. Znalazłam w nim wszystko czego szukałam i coś mi podpowiada, że jeszcze nie raz poszukam. Jest jeszcze wiele do odkrycia. 

Wszystkie nasze drogi poprowadziły do Rzymu

Podróż postanowiliśmy zakończyć dwu i półdniowym pobytem w Rzymie. Jak na nas- mnóstwo czasu! 

Ze względu na to, że bilety największych włoskich przewoźników kolejowych (a są nimi NTV-Italo i Trenitalia) zmieniają się z godziny na godzinę, ‘polowaliśmy’ na nie przez jakiś czas, czekając na najlepszą ofertę. Oferta, owszem, była bardzo korzystna i wynosiła 9.90 euro za trasę Florencja-Rzym, wymagała jednak pobudki o 4 rano. 

Większość wynajętych przez nas mieszkań we Włoszech miała bardzo dobrą lokalizację. I taką też miało to, które zdecydowaliśmy się wynająć w Rzymie. Mieszkanie samo w sobie było niewielkie, dość ciasne i ciemne, miało jednak tę niesamowitą zaletę jaką jest lokalizacja 10 minut spacerem od Koloseum. Miało jeszcze kolejną zaletę (lub po prostu coś, z czym często się nie spotykamy) - drzwi wejściowe były przy samej ulicy. I za to właśnie uwielbiam Airbnb- przez tak szeroką i zróżnicowaną ofertę mieszkań do wynajęcia, w każdym z miejsc możemy mieszkać w innym stylu. Raz w namiocie, raz w na obrzeżach ze wspaniałym widokiem na miasto a raz przy ulicy pomiędzy urokliwymi kamienicami. 

Zatem- ‘Co warto zobaczyć w Rzymie?’ Po pierwsze- Muzea Watykańskie! Zbiory są ogromne, wręcz tak ogromne, że niektóre z korytarzy zdają się być zastawione eksponatami z każdej możliwej strony. Natkniemy się tu m.in. na rzeźbę ‘Grupa Laokoona’ (jej kopię mamy także okazję obejrzeć w Galerii Uffizi), ‘Szkołę Ateńską’ Rafaela, ale też na nieco bardziej współczesną, bliższą memu sercu, sztukę Bacon’a czy Dal’ego.

Po drugie- Forum Romanum, czyli rynek rzymski, gdzie spędzić można dobre 3-4 godziny. Otoczony jest sześcioma z siedmiu wzgórz, na których rozpościerało się dawne miasto: Palatynem, Kapitolem, Kwirynałem, Celio, Eskwilinem i Wiminałem. Kiedyś główny ośrodek życia politycznego, religijnego i towarzyskiego, teraz olbrzymia ilość ruin zachowana w zależności od obiektu oglądanego w lepszym lub gorszym stanie. Teren dostępny dla zwiedzających jest bardzo rozległy, stąd tak długi wymieniony przeze mnie czas zwiedzania czy też po prostu błądzenia, przechadzania się, kwestia gustu. 

Bilet do Forum Romanum jest dołączany do biletu wstępu do Koloseum (polecamy wcześniejszy zakup online by na miejscu udać się jedynie do kas biletowych po odbiór wejściówki na konkretną godzinę w przypadku biletów ulgowych). 

Wymieniając numery jeden, powoli zbliżam się do końca. Nie może być ich zbyt wiele, gdyż wtedy z automatu przestają być numerami jeden a ranking traci na wiarygodności.  Zatem ostatni, trzeci faworyt, to kościół Santa Maria della Vittoria czyli kościół Matki Bożej Zwycięskiej. Moim zdaniem, kościół, kolejny na naszej trasie (było ich tak wiele, że nie raz żartowaliśmy, że czujemy się jak na pielgrzymce) nie wyróżnia się na tle innych niczym specjalnym, jeśli chodzi o wnętrze (weźmy poprawkę na to, że we Włoszech, a w Rzymie w szczególności, większość kościołów jest majestatyczna, bogato zdobiona i możemy w nich podziwiać warsztat pracy największych artystów). Znajduje się tutaj natomiast rzeźba Bernini’ego Ekstaza świętej Teresy. Kontrowersyjne, pełne emocji, trzy i półmetrowe(!) dzieło wykonane z marmuru budzi podziw, uruchamia wyobraźnię i po prostu chce być podziwiane. Zacytuję znane wszystkim źródło, opisujące po krótce co widzimy:

Bernini ukazał właśnie ów moment, gdy tracąca przytomność Teresa oczekuje na włócznię, trzymaną przez anioła. Święta unosi się na obłoku, jej noga i ręka zwisają bezwładnie, wysuwając się spośród obficie fałdowanej szaty. Teresa zamyka oczy, równocześnie niby wydając jęk z wpółotwartych ust. Nad nią stoi młodzieńczy anioł o delikatnych rysach i tajemniczym uśmiechu, wyciągający w jej kierunku strzałę. Intrygujący uśmiech anioła kontrastuje z pełną emocji twarzą kobiety. Niebiański wysłannik również owinięty jest zwojem materiału, w zagłębieniach którego przenikają się cienie, dając wrażenie głębokich fałd. Szaty obojga postaci wydają się tworzyć jedność. 
Ponad nimi znajduje się niewidoczne okno, przez które wpada światło, oświetlające ich i podkreślające blask złotych promieni w tle.



Tak jak wspominałam, widzieliśmy mnóstwo kościołów. Dość zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że jestem osobą niewierzącą i nie sądzę by kiedykolwiek się to zmieniło. Mam jednak wrażenie, że jedno z drugim ma niewiele wspólnego i jest często mylnie odbierane. Jedni odwiedzają je by się pomodlić, inni by podziwiać ich architekturę lub wnętrze (a zatem sztukę w nim zawartą) a jeszcze inni wykonują i jedno, i drugie. Uważam, że każdy z powyższych jest równie głębokim przeżyciem duchowym. 

Inne odwiedzone przez nas miejsca w Rzymie to: 
-kościół Trinita dei Monti
-Schody Hiszpańskie
-Fontanna di Trevi
-Kościół św. Ignacego Loyoli
-Panteon 
-Fontanna dei Quattro Fiumi
-Kościół Sant’Agnese in Agone
-Most Anioła
-Bazylika św. Piotra
-Bazylika di San Pietro in Vincoli
-Bazylika di Santa Maria in Ara coeli
-Ołtarz ojczyzny


Podsumowanie kosztów i trasy

Pomyślałam, że najbardziej przydatną częścią tego artykułu będą konkrety, czyli liczby. Kilometry, pieniądze, ilość płatnych wstępów- to właśnie to, co bardzo wielu powstrzymuje przed wyjazdami. A nie powinno! Wszystko zależy od tego, jakim budżetem dysponujemy.

Nasza trasa prezentowała się następująco:

Wylot z lotniska Warszawa Modlin do lotniska Mediolan-Bergamo. I tu pierwsza rada- polecam kupić bilet z lotniska do Mediolanu wcześniej, gdyż transfer lotniskowy zakupiony na miejscu bezpośrednio po przylocie to koszt 10 euro (czyli kwota kompletnie nieadekwatna do ilości przejechanych kilometrów). Wcześniej kupiony bilet to koszt 8 euro, natomiast bilet łączony (komunikacja miejska do centrum Bergamo a następnie pociąg Bergamo-Mediolan) to koszt 5,5+2,4 euro czyli praktycznie tyle samo. 
Następnie przejazd Mediolan-Como i nocleg w Como przez 2 doby, gdzie trafiliśmy na najlepsze jak do tej pory Airbnb Casa Cervi . Z Como pojechaliśmy na jedną noc do Mediolanu a stamtąd do Padwy, gdzie również spaliśmy jedną noc. Później udaliśmy się na 2 noce do Florencji a na koniec na ostatnie dwie noce do Rzymu skąd wylecieliśmy do Polski. 

Łączny koszt przejazdów to 254 pln (nie wliczam tutaj komunikacji miejskiej oraz krótkich, 40 minutowych przejazdów pociągiem na trasie Como- Mediolan) natomiast koszt noclegów na 8 dni to 989 pln. Im więcej osób jedzie- tym taniej! Nad czym pracujemy :).Do tego należy doliczyć samolot, tutaj około 300 pln w obie strony oraz wydatki na miejscu, czyli jedzenie + bilety wstępu. 

Ceny w restauracjach oraz, co dziwne, w sklepach ogólnospożywczych również, były dość wysokie a co za tym idzie dziennie na jedzenie wydawaliśmy około 15 euro. Na jednodniowe-dwudniowe zakupy w sieci sklepów PAM (polecam zdecydowanie bardziej tę sieć aniżeli Carrefour Express) należy liczyć około 10 euro. Wypada jednak wziąć poprawkę na to, że nie jesteśmy najbardziej oszczędną ekipą i często odwiedzamy restauracje czy bistro gdy jesteśmy na wyjazdach bo zależy nam by nie tylko zobaczyć ale i posmakować kraju, w którym jesteśmy. 

Jeśli chodzi o kilometry, przejechaliśmy ich prawie 930 a przeszliśmy ponad 110. 


Na koniec…

A na koniec serdeczne podziękowania dla wszystkich, którzy przyczynili się do tego, by trasa oraz sama podróż wyglądała tak, jak wyglądała. Sama z pewnością nie mam takiej wiedzy oraz doświadczenia jak niektórzy, którzy pomagają mi ją tworzyć :). Teraz pora by przezimować i pomyśleć nad kolejną, równie ciekawą i inspirującą podróżą.

Jest jeszcze wiele
Do Zobaczenia! 

Julia

Komentarze